Bałtyk Gdynia przegrał w Kołobrzegu z Kotwicą 2:4 (0:0).
Pierwsze fragmenty to niecelne strzały z obu stron. Przełomowym momentem dla losów meczu była druga żółta kartka dla Michała Marczaka. Mamy bardzo duże wątpliwości co do słuszności decyzji sędziego. Z naszej perspektywy nie jest to sytuacja zero jedynkowa. Są wątpliwości, ale w pierwszym momencie po gwizdku byliśmy pewni, że jest rzut karny. Niestety, sędzia widział to inaczej i od 24 minuty graliśmy w osłabieniu. A nawet jeśli byśmy uznali, że nie było kontaktu, to czy to była aż taka symulka, by dać kartkę? Marczak nawet nie protestował. Sytuacja ta pozostawia ogromny niesmak i ustawiła w pewien sposób dalsze losy meczu. Od tego momentu w pierwszej połowie dwukrotnie było cieplej pod naszą bramką. Dwukrotnie po rzutach rożnych. Raz spudłował Retlewski i raz refleks Matysiaka sprawdził Demianchuk. Do przerwy utrzymaliśmy wynik 0:0.
W drugiej połowie oglądaliśmy aż sześć bramek. Już w pierwszej minucie straciliśmy gola. Daliśmy się skontrować... Takiego scenariusza się nie spodziewaliśmy. O stracie drugiej bramki zadecydowały błędy indywidualne. Kotwica atakowała i po raz trzeci znalazła drogę do naszej bramki. Ponownie można było nieco lepiej się zachować w defensywie. Było 0:3 i wydawało się, że jest po meczu, jednak my nie rezygnowaliśmy z akcji ofensywnych. Jedna znich przyniosła nam rzut karny (sędzia dopatrzył się faulu na Garczewskim). Z jedenastu metrów nie pomylił się Bartlewski. Na boisku pojawiły się ogromne przestrzenie. Jedną z nich potrafiliśmy zamienić na drugiego gola. Garczewski podał do pustej bramki Bartlewskiemu i gospodarze byli już nieco ugotowani. Próbowaliśmy, staraliśmy się ile sił, ale ponownie indywidualny błąd i straciliśmy czwartego gola.
Szkoda na pewno tak szybko straconej pierwszej bramki. Wynik bezbramkowy należało utrzymać dużo dłużej. Przy wyniku 0:3 wydawało się, że jest po meczu, ale Bałtyk walczył i doprowadził do wyniku 2:3. I tak należą się brawa za niezłą postawę przy grze w osłabieniu. Z jednej strony trudno się ustrzec błędów gdy gra się jednego zawodnika mniej, ale z drugiej strony wydaje się, że były szanse aby lepiej się zachować. Cóż, liga się nie zatrzymuje i już w niedzielę zagramy u siebie z Radunią. Tymczasem wracamy z poczuciem dużego niedosytu.